poniedziałek, 8 stycznia 2018

Świąteczna wizyta w Małej Moskwie



Święta, święta i po świętach, jak to mówią maruderzy. Korzystając z poświętowego wolnego, zaprowadziły mnie nogi, a bardziej koła, do Legnicy. No dobra sam z siebie tam nie pojechałem, przekonała mnie pewna szalona Blondynka, której pierwej pragnę posłać najserdeczniejsze pozdrowienia. Słoneczna Blondynko, bądź więc pozdrowiona i uśmiechaj się wciąż i wciąż, oraz serdeczne podziękowania za bycie moim przewodnikiem przez granice fikcji i rzeczywistości.




Muszę przyznać, że nigdy nie ciągnęło mnie specjalnie do Legnicy. Od takie tam miasto, cóż może w nim być wyjątkowego? Sytuacje zmieniła lektura książki, o przygodach Roberta Karcza - archeologa, awanturnika czy też poszukiwacza przygód, choć to przygody częściej znajdowały jego. Akcja książki dzieje się właśnie w Legnicy. Dlatego też z czystej ciekawości zapragnąłem odwiedzić to miasto i sprawdzić gdzie ów bohater biegał. Czy też jeździł swym niezwyczajnym samochodem. Spacer po Legnicy rozpoczęliśmy od Lasku Złotoryjskiego, w którym znajduję się stary szpital, w którym to -  według książki - ukryte było.... a nie będę wam zdradzał co, przeczytajcie książkę!


Po lasku przyszedł czas na miastko, a jak miasto to i rynek, a jak rynek i święta to świąteczne iluminacje. Mało miast w Polsce może poszczycić się tak bogatymi i wyjątkowymi świecidełkami świątecznym. Lecz by je zobaczyć, należało poczekać do zmroku. Słoneczko leniwie zbierało się, by ubarwić niebo ciepłymi, acz ostatnimi tego dnia promykami, po to, by następnie zajść i ustąpić miejsca księżycowi. Z otwartym obiektywem czekałem na te ciepłe barwy z nadzieją, że zamalują moje zdjęcia i nadadzą im czaru.


Wraz z uchodzeniem słoneczka, na sile przybierała ciemność. Legnica nie pozwoliła jednakże, aby mrok ogarnął nas do cna i czym prędzej rozświetliła się kolorowymi i wesoło migającymi światełkami. Wszyscy na to czekaliśmy, na twarzach dzieci pojawiły się uśmiechy i rozpoczął się harmider - kto pierwszy do Mikołaja. Aparat też jakby radośniej zaczął strzelać migawką, zdjęcie za zdjęciem, zapamiętywałem te piękne chwile w szeregi zer i jedynek.


Oblicze miasta zmieniło się w jednej chwili, (ale ja tu pier**le bez sensu) a mi palce zaczynały sztywnieć od mrozu. Zdjęcie za zdjęciem, figura za figurą, a co jedna to ciekawsza. Spacerowaliśmy uliczkami Małej Moskwy podziwiając te urocze światełka, w głowie robiąc rachunek za prąd i zastanawiając się czy to właściwy cel by wydawać pieniądze podatnika.


Największym zainteresowaniem, cieszył się Mikołaj. Tu w Legnicy, z uwagi na brak śniegu, Mikołaj nie jeździ saniami, renifery też jakby zastrajkowały. Na szczęście święty nie musi obawiać się drożejącej benzyny i przyjechał tutaj motocyklem. Ciekawe ile reniferów mechanicznych ma jego pojazd.


Dla siebie znalazłem jednak coś ciekawszego, piękniejsze i w lepszym guście. Kolej żelazna ze światełkami, o tak!!!!! Ciuchciąg, pociąg oblegany przez dzieci bardziej niż motocykl z Mikołajem. Choć i tak wszyscy wiemy, że ten pociąg stał tam specjalnie dla mnie i tylko dla mnie. Okazałem, więc moje miłosierdzie i pozwoliłem dzieciarni dalej się bawić, a my udaliśmy się ogrzać ręce. 


Qbala miłosierny, Kapelusz litościwy. Może i ja kiedyś zostanę świętym.... Może kiedyś.... Ale jeszcze nie teraz, teraz muszę sobie skrzydełka przyprawiać sam, niestety aureolki nie znalazłem, ale przecież mam Kapelusz!!!!!

Foto by Dorota Czerwonka

Pozdrawiam
Qbala Kapelusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz